Chcemy porozmawiać o waszych wrażeniach z Japonii, ale
by zrozumieć waszą perspektywę, istotne będzie wyjaśnienie, czym się na co
dzień zajmujecie zawodowo. To rzeczy interesujące, ale dla wielu takie pojęcia,
jak design thinking, service design i human-centred design, są trochę
ezoteryczne.
Wojtek: Rozejrzyj się – wszystko, co znajduje się wokół nas i
co jest efektem działania człowieka, zostało zaprojektowane. Zaczynając dd
najmniejszej śrubki, przez kanapę, na której siedzimy, dom, w którym się
znajdujemy, skończywszy na transporcie, z którego korzystamy, i na mieście, w
którym mieszkamy. Wreszcie na państwie, w którym żyjemy... To wszystko jest
efektem mniej lub bardziej przemyślanego procesu projektowego – powstają
produkty i usługi, których jesteśmy odbiorcami. Sęk w tym, że w wielu obszarach
jest ich dziś zdecydowanie za dużo i znakomita część z nich – tak uważamy –
jest niepotrzebna, bo sprzedaje się jako efekt marketingowych sztuczek, o ile w
ogóle się sprzedaje. W odróżnieniu od marketingowców, którzy swoją energię
koncentrują na tworzeniu potrzeb u odbiorców i przekonywaniu ich, że np. muszą
co dwa lata zmienić swój smartfon, my, na podstawie swojej wiedzy o ludziach,
pomagamy firmom tworzyć produkty i usługi, których odbiorcy naprawdę potrzebują
i chcą i które często są innowacyjne. Wykorzystujemy do tego metodyki skupione
na człowieku i jego potrzebach.
Iza: W naszych procesach projektowych biorą udział ludzie reprezentujący różne
dyscypliny, także odbiorcy ostateczni. Pracujemy z nimi zespołowo, odkrywamy
potrzeby i zamieniamy odkrycia na pomysły, koncepty, strategie. Widzisz, żeby
stworzyć produkt lub usługę potrzeba pomysłowości, zdrowego rozsądku, empatii i
współdziałania z innymi. Dlatego formatujemy nasze zespoły na inny sposób
myślenia i działania, wierząc, że uczymy firmy działać inaczej – tak jak nie
działały do tej pory. Wierzymy, że trzeba kształtować w każdym z nas nawyki
ciekawości świata, ludzi i ich zachowań, zespołowego odkrywania rzeczy
nieoczywistych i współtworzenia. Z tego względu nazwaliśmy też naszą
firmę Very Human Services.
Czy zasady obowiązujące w biznesie przenoszą się na
funkcjonowanie rodziny i planowanie życia, podróży, codziennego
działania?
Wojtek: Spotykamy się u nas w domu, rozmawiamy tu, w salonie,
a tam, na górze, mamy pokój pracy. Są chwile, w których się łapiemy na tym, że
nie wiemy, czy to jest rodzina w firmie, czy firma w rodzinie. To, czym się
zajmujemy, naprawdę nas pasjonuje. Odkrywanie nowych rzeczy i poznawanie tego,
co ludziom siedzi w głowach, jak korzystają z przedmiotów, jakie mają zwyczaje,
nawyki, problemy i co z tym można zrobić dla nich samych, ale też dla różnych
organizacji, instytucji, firm, jest tak fascynujące, że sami mimowolnie przekładamy
pracę na wiele obszarów naszego życia. Gdy gdzieś jedziemy, to bardzo jarają
nas np. wizyty w sklepach spożywczych. Możemy tam poobserwować ludzi – jak są
ubrani, jak się zachowują, co mają w koszykach – często za nimi chodzimy i
czasem ich podglądamy. To jest dla nas ciekawsze niż – z całym szacunkiem dla
każdej religii – odwiedziny w kolejnej świątyni.
Chociaż one są fantastyczne i też są... częścią codzienności.
Wojtek: Oczywiście. Dlatego nas czasem interesuje wejście do
świątyni w trakcie nabożeństwa, zobaczenie tego, co jest dla nas trochę inne,
obce.
Iza: Bardzo nas ciekawi człowiek w działaniu. Takie podejście, duża otwartość
na drugiego człowieka, bardzo przekłada się na nasze życie osobiste. A
przypominam, że nie jesteśmy ani antropologami, ani socjologami, ani tym
bardziej psychologami. Jedziemy do jakiegoś kraju czy miasta, bo ciekawi nas
tamtejsza kultura. A że nie ma kultury bez ludzi, to interesują nas ludzie.
Wojtek: A najbardziej kultura życia codziennego. Jesteśmy
antropologami z zamiłowania. Wiesz, takimi z dziecięcym entuzjazmem (śmiech).
Kiedyś były takie zestawy: „Mały lekarz”, „Mała poczta”, a my mamy swój własny:
„Mały antropolog”. Taka postawa kojarzy mi się ze sceną z filmu Felliniego
„Amarcord”, w której wujek jedzie bryczką i przygląda się jej obracającym
kołom. Cieszy się jak dzieciak i dziwi, jak te koła się kręcą…