Mówi się, ze Wiedeń jest bardzo mieszczański, pruderyjny, pełen hipokryzji, którą najpierw obnażył Freud, potem atakowali w książkach Thomas Bernard czy Elfriede Jelinek. Jeden ze spektakli Bernarda wywołał skandal większy niż u nas „Golgota Picnic” – konserwatywna socjeta była oburzona.
Wiedeń jest piękny, ale jest też robaczywa część tego jabłka. Skoro tyle rozmawialiśmy o pogrzebach: jest taka metafora: „Wiedeń jest jak taka trumna prominenta – z zewnątrz szykowna, luksusowa, ale w środku jednak kłębi się robactwo” (śmiech). Polecam książkę „Hotel Sacher” Ernsta Hagena – to historia całego Sachera na tle historii Wiednia i Austrii. Ten legendarny, dziś pięciogwiazdkowy hotel i symbol Wiednia przyciągał rozmaite postacie ze świata polityki i kultury. Dopiero w XX wieku zrezygnowano w Sacherze z tzw. separate, czyli pokoików, gdzie się przychodziło ze swoją panią, dostawało coś do jedzenia i picia, a potem raz jeszcze przychodził kelner po ostatnie zamówienie i o poranku wracał odebrać rachunek. Hotel znajduje się vis-à-vis opery, więc między sceną a apartamentami rozegrała się niesłychana liczba skandali. Klasyczny był trójkąt, gdy ktoś z dworu miał jako kochankę śpiewaczkę operową. Było to tak nagminne, że gdy Maria Teresa zorientowała się w redefinicjach pojęcia wierności swojego małżonka, zdecydowała się założyć Komisję Przyzwoitości. Gdy takowa przyłapała jakiegoś męża in flagranti, wtedy... skazywała szybko niewiastę na zsyłkę do zakonu czy innego monastyru. Terenia była wyjątkowo gorliwą katoliczką. Podobno po śmierci męża każdego dnia uczestniczyła w mszy nad jego trumną.
Aż w końcu Freud odkrył duszę tego miasta.
Parszywą, bo parszywą, ale odkrył. Oczywiście. Znowu nawiążę do trumiennego wątku: we Francji ścięto parę głów i wszystko się ciekawie potoczyło – dosłownie i w przenośni trzeci stan doszedł do głosu. W Austrii arystokracja kpiła: „Wam się nie udało, wracamy do starych porządków”. Jeszcze w końcówce XIX wieku cesarz o Polsce mówił jako o „podbitym ludzie”. Parlamentaryzm był fikcją. Państwo nie wkraczało jednak w domowe zacisza i to tam dojrzewała dekadencja. Wszystko kwitło w salonach: zarówno konspiracja polityczna, jak i tajemnice życia prywatnego, i potem wezbrało. Przed drugą wojną światową Wiedeń był bardzo lewicowy, jednak do dziś tradycyjną formą wiedeńskiej rozrywki są bale. W Nowy Rok w mieście odbywa się ich ponad sto. Wiedeń to nie Berlin, w centrum miasta nie ma niczego niestosownego czy ekstrawaganckiego. Tak zwana opinia publiczna zawsze odgrywała tu istotną rolę. Dzieje Wiednia to także samobójstwa popełnione na skutek nieprzychylności różnych wpływowych kręgów, jak przypadek jednego z twórców gmachu opery, wybitnego architekta Eduarda van der Nülla , który zabił się, bo powszechnie krytykowano jego projekt budynku.
Widać w mieście ślady Freuda?
Nie są to historie, którymi Wiedeń się chwali. Jest muzeum Freuda, ale gwiazdy stolicy to Maria Teresa, Sissi – połowa żeńskiej części wycieczki mdleje na dźwięk ich imion. Ewentualnie Klimt. Muszę jednak jeszcze dodać, że wiedeńska hipokryzja ma też swoje dobre strony: jak przyjeżdżasz, to wszędzie słyszysz „dzień dobry” albo „Grüss Gott” i to ułatwia życie. Choć oczywiście w moim przypadku może to wynikać i z tej okoliczności, że zwykle przyprowadzam do knajpy 50 osób, za które płacę (śmiech). Miasto jest też bezpieczne, choć w kafejce przy Stefansplatz kelnerzy – często z Polski, gdy dowiadują się, że jesteś Polakiem, zwracają uwagę innym gościom, żeby uważali na portfele.
Miałeś jakąś nieprzyjemną przygodę?
Kiedyś dostrzegłem dwóch typów. Dość charakterystyczni panowie. Przechodzę koło nich, idą za mną. Mają prawo, pewnie coś oglądają – myślę. Wchodzę do punktu informacyjnego. Wychodzę, a oni ciągle się tu kręcą, podziwiają. Mijam ich i nagle w przejściu, przy Michael Tor, czuję jak podskakuje mi plecak. Obracam się gwałtownie, a tu oni, razem, nierozłączni, jak Flip i Flap. Speszyli się i udawali, że nic się nie stało. Najbardziej jednak zapadło mi w pamięć, gdy poszedłem sam poszwendać się trochę po knajpach na Schwedenplatz. Nagle okazało się, że jestem w środku dzielnicy żydowskiej – rozglądam się, a wokół sami ortodoksi, w tradycyjnych strojach, z pejsami, chyba było jakieś wielkie święto, bo na ulicę wyległo kilkadziesiąt osób, obraz jak z innej epoki. Pomyślałem sobie: idealne zdjęcie. Zdjąłem plecak, schylam się, wkładam ręce do torby i widzę kątem oka, że koło mnie wyrasta koleś jak z filmu „Faceci w czerni”: w garniturze, przyciemnionych okularach. Włożyłem już ręce do plecaka, a on sięga za pazuchę. Mówię do niego: „Wyjmę ręce z plecaka i nic w nich nie będę miał”. On na to: „Świetnie, tak właśnie zrób”. Kawałek dalej dostrzegłem, że dzielnica jest obstawiona ludźmi z bronią maszynową i policją. To też jest jakaś informacja o mieście.
Wróćmy do Sachera, bo zdaje się, że tam bije serce miasta.
To wiedeńska, biedermeierowska odsłona Wiednia. Gdy w pierwszej połowie XIX wieku na spotkaniu z księciem Metternichem konieczne było postawienie czegoś dobrego na stół, jeden z pomocników kuchennych, ale już wyższy rangą, o nazwisku Sacher, wymyślił przepis na tort. Wszyscy się nim zachwycili i kuchcik co chwila był wypożyczany na wszystkie dwory. Wszyscy chcieli go też przekupić, by poznać recepturę przysmaku, ale Franz Sacher trzymał ją w sekrecie. W XX wieku ten przepis już był powszechnie znany, ale przez kilkadziesiąt lat toczył się spór o to, kto ma prawo mówić, że robi oryginalny tort Sachera. Ostatecznie utrzymali je spadkobiercy Sachera, którzy prowadzili też hotel.
I co to za tort?
Czekoladowy – taki rodzaj murzynka, ale przełożony cienką galaretką. Wersji jest sporo, bo rodzina przez lata zatrudniała masę ludzi, którzy potem zmieniali miejsce pracy i każdy dodawał coś swojego. Ostatecznie prawo do nazwy ma hotel. Do jego rozkwitu najbardziej przyczyniła się Anna Sacher, która byłą rzeźniczką, z masarskiego domu, jednak z ogromnymi ambicjami i silnym charakterem. Zamiast szukać na męża bogatego mieszczanina, jak jej sugerowała rodzina, ożeniła się z synem Franza Sachera, założyciela hotelu, i po jego śmierci rozwinęła interes. Była przedsiębiorcza i dyskretna. Dzięki niej Sacher zdobył sławę świetnego miejsca do nawiązywania kontaktów, przekazywania łapówek, szantażowania i różnych gierek – spotkania towarzyskie, romanse, meetingi szpiegowskie toczyły się właśnie tam.
Nocowałeś tam kiedyś?
Bardzo bym chciał, ale teraz to bardzo drogie miejsce, pięciogwiazdkowy, luksusowy hotel. Zwiedzając Wiedeń, trzeba jednak to miejsce zobaczyć, choćby zajrzeć przez szybę.