Marcin: Dokąd chcecie dojechać najdalej – do Meksyku?
Aga: Najdalej do Gwatemali. Taki jest plan, ale to się wszystko okaże na miejscu. Rok to niby dużo czasu, ale jak zaczynasz planować, okazuje się, że nie ma go aż tyle. Nie chcemy robić dziennie zbyt długich tras – po 500 km, bo musimy gdzieś tam dotrzeć. Chcemy się rozejrzeć, cieszyć drogą, zatrzymać się, jeśli zobaczymy coś ciekawego. Przenocować w motelu. Ostatnio spaliśmy np. w miejscowości Granta, w której są więzienie i kopalnia uranu. Znaleźliśmy motel tańszy niż kemping – na drzwiach karteczka „no refunds”, po wejściu do pokoju zrozumieliśmy dlaczego: pożółkła lodówka, jedna przepalona lampka i karaluchy. Spali tam robotnicy, którzy podjeżdżali pick-upami, często ludzie pracujący na terenie więziennym.
Wrzosu: Taka metoda zawsze dobrze się sprawdza. Gdy ktoś mnie pyta np. o Paryż: „Byłeś w muzeum jakimś tam?”. Ja odpowiadam: „Nie, ale za to byłem w 10 innych świetnych miejscach, których nie ma na mapie”.
Aga: I piłeś z kloszardami wino pod mostem na Sekwanie (śmiech).
Wrzosu: Tak! Podczas ostatniej amerykańskiej podróży bez planu trafiliśmy też do Salton City w Kalifornii, wymarłego kurortu nad jeziorem Salton Sea.
Aga: Niesamowita historia z tą miejscowością. Powstała w latach 30., a w latach 50. i 60. była alternatywą dla drogiego Palm Springs. Bogacze z Los Angeles przyjeżdżali tam do kurortów, na żaglówki, jachty, pola golfowe. Nagle w tym jeziorze zaczęło wzrastać zasolenie i wszystko obumarło. Teraz jak się wjeżdża do Salton City, uderza zapach psujących się ryb, bo cały brzeg jeziora jest wysypany rozkładającymi się rybami i szkieletami.
Wrzosu: Niesamowity widok, bo z daleka wydaje się, jakby plaża była wysypana białym piaseczkiem jak we Francji, a gdy podejdziesz bliżej, okazuje się, że to kości.
Aga: Do tego ruiny tych luksusowych niegdyś hoteli i wypożyczalni jachtów.
Łukasz: A po powrocie z Meksyku, którędy planujecie wracać na wschód?
Wrzosu: Z Meksyku wyjeżdżamy do Teksasu, potem będą Nowy Orlean i Tennessee. Chcemy wjechać też na Florydę i potem będziemy się trzymać wybrzeża. Zależy nam, żeby zobaczyć plantacje bawełny nad Missisipi. W Meksyku najwięcej czasu chcemy spędzić na Jukatanie. Tam planujemy zimować przez mniej więcej dwa miesiące. Znalazłem informację, że budują tam bazę dla „vanlifersów” – ludzi mieszkających w vanach – i podobno za pomoc przy budowie można się rozbić, korzystać z mediów, łazienki. Może tam zacumujemy na zimę, bo trochę strach obozować w Meksyku zupełnie na dziko. Chcemy też przejechać przez miasto Meksyk, wjechać do miejscowości Puebla, gdzie jest fabryka Volkswagena. Tam wyprodukowano naszego garbusa. Może jeszcze Acapulco…
Łukasz: W jaki sposób podróżowaliście po Stanach ostatnim razem?
Wrzosu: Samochodem z wypożyczalni. To był intensywny wyjazd – przez ledwie trzy tygodnie zrobiliśmy 10 tysięcy kilometrów. Teraz chcemy przejechać cztery razy tyle przez rok, więc liczymy, że nie jest to nazbyt ambitny plan. Nie będziemy się spieszyć. Chcemy oszczędzać auto, a także spokojnie cieszyć się podróżą. Tak można zobaczyć najwięcej.
Aga: Chcemy też pochodzić po górach, bo bardzo to lubimy. Liczymy, że się uda w Yosemite i na Alasce. Chcemy też zejść większość kanionów w Stanach.
Marcin: Ile pali wasz ogórek?
Wrzosu: W trasie schodzi poniżej 10 litrów, ale gdy jedzie się nim szybko. Jest do tego przygotowany, ma dwulitrowy silnik. Można nim rozpędzić się nawet do 120-130 km/h, ale my zwykle jeździmy między 80 a 100 km/h.
Marcin: Macie poczucie, że jesteście w pełni gotowi?
Wrzosu: W aucie jest lodówka, prysznic zewnętrzny, baterie słoneczne.
Aga: Mamy wszystko, co potrzebne. Mamy gdzie się wyspać, jak się umyć, będziemy mieć też chłodzenie, żeby wieczorem wypić zimne piwo.
maj 2019