Jaka jest twoja specjalność kulinarna?
Camilla: Uwielbiam gotować różne rzeczy i mam problem z wybraniem. Igor, co robię najlepiej?
Igor: (śmiech) Podchwytliwe…
Camilla: Jak wspominałam, kuchenny temperament mam po ojcu i co chwila próbuję czegoś nowego. Igor często chwali i pyta o przepis, a ja mówię: „Cholera, nie pamiętam, jak to zrobiłam”. Gotowanie to dla mnie nieustający proces, ciągły eksperyment. Jednak gdybym miała wymienić jedną rzecz, którą lubię przyrządzać, a w Polsce mam rzadko okazję – to są to ryby i owoce morza. W Polsce brakuje mi tych świeżych składników, a te kupowane w marketach nie smakują tak, jak powinny. Czasem się skuszę, a potem jestem rozczarowana, bo jednak owoce morza i ryby muszą być superświeże.
A co jest twoją specjalnością, Igor?
Camilla: Ooo, ja mogę powiedzieć: gęś i golonka!
Igor: Długo gotowane mięso, jak gęś, golonka w piwie czy kaczka. Mogę przyprawiać przez dwa dni, mam wtedy totalny bałagan w kuchni. Przy tych potrawach mam wolną rękę: wiem, że Camilla nie będzie się wtrącać, dawać rad ani mnie poprawiać (śmiech). Gdy robię rybę, owoce morza czy makaron, zawsze czuję jej oddech na plecach – zagląda i wywiera presję (śmiech).
Chyba rzeczywiście kochacie to robić!
Igor: Czasem nawet wolimy sami gotować, niż wychodzić do restauracji czy na przyjęcie. Jeśli wiemy, że miejsce będzie albo nie dość dobre, albo odwrotnie – zbyt nadęte czy takie, w którym nie będziemy się czuli swobodnie lub czuli w nim dziwną nutę, wtedy gotujemy sami, bo wiemy, że jesteśmy w tym nieźli!
Czy jest coś, czego nie tkniecie?
Igor: Camilla je sporo polskich rzeczy, ale wiem, że jednej na pewno nie ruszy – flaków! Nie znosi ich, a ja je uwielbiam. Za to lubi żurek.
Camilla: Z flakami mam złe doświadczenia. Podczas jednej z pierwszych wizyt w Polsce chciałem zjeść jakąś polską zupę. To było na lotnisku, żurek się skończył, więc kelner zaproponował flaki. Po pierwszej łyżce zadzwoniłam do Igora i mówię: „Dostałam jakąś dziwną zupę, nie wiem, co to jest, nie smakuje za dobrze. Mam wrażenie, że w moim jedzeniu zapodziały się jakieś gumki od zmywania, bo nie mogę ich przeżuć”. I on od razu zgadł: flaki! Byłam pewna, że z tą zupą jest coś nie tak.
Igor: Ja mam podobną traumę z dzieciństwa – moja mama kupowała płucka dla psa i gotowała ją przez wiele godzin, tak że w całym domu strasznie śmierdziało. Poza tym lubię wszystkie podroby, Camilla niekoniecznie.
A największe kulinarne niespodzianki?
Igor: Skoro mówiliśmy o flakach, to muszę wspomnieć wizytę w restauracji Lokál w Pradze. Trafiliśmy tam po olbrzymim lunchu, a właściciel mówi: „Spróbuj naszych flaków”. Z pewnością nie jest to najlepszy pomysł na deser, prawda? (śmiech) Jednak się zgodziłem. Spróbowałem łyżkę, drugą, trzecią, a Camilla patrzy na mnie zdziwiona: „Co ty robisz?”. A ja nie mogłem przestać jeść! Jak Alfowi w serialu nagle wyrósł mi trzeci żołądek (śmiech).
Camilla: Często próbujemy różnych rzeczy, robimy zdjęcia, a w tym czasie kolejne potrawy pojawiają się na stole. Nie ma znaczenia, że mówimy: „Już wystarczy!”. Po wizycie w Opso, greckiej restauracji w Londynie, Margo, nasza fotografka, przeglądając zdjęcia i oznaczając potrawy – tak żebyśmy mogli dopytać, co smakowaliśmy – zauważyła: „Zjedliście 18 dań”. To był dla mnie szok. Na dodatek wszystkie były świetne! Trudno zatem wymieniać niespodzianki.
Igor: W naszej branży wolisz unikać niespodzianek (śmiech). Chodzimy do miejsc, o których wiemy, że serwują doskonałe jedzenie. Jeśli chcesz dobrze zjeść, niespodzianka to nie jest coś dobrego – kojarzy się negatywnie.